Poznajmy się bliżej #3: koordynator Maciej Kublik

O tysiącach przebytych kilometrów, które zaprowadziły go do FCBEscola Varsovia, pracy wykonywanej w tarchomińskim centrum czy zainteresowaniu żużlem porozmawialiśmy z koordynatorem centrum na Tarchominie Maciejem Kublikiem. Zapraszamy do lektury trzeciego tekstu z serii "Poznajmy się bliżej"!

- Jesteś jedną z najbardziej orygnialnych postaci w FCBEscola Varsovia, bo musiałeś przebyć kawał drogi, by dostać się do Warszawy i akademii. Kiedy i jak zaczęła się ta przygoda?

- Zaczęło się w 2013 roku, kiedy przyjechałem tu z synem Natanem. Testy miały być niespodzianką. Przeszedł je, dostał się do FCBKids. Z Zielonej Góry dowoziliśmy go 2 razy w tygodniu na trening. Wyjeżdżaliśmy o 10 rano, wracaliśmy o pierwszej w nocy. Tak dojeżdzaliśmy pół roku. Byliśmy pewni, że młody po czasie spasuje, odpuści. Po pół roku żona mówi: Dobra, przeprowadzamy się, bo dalej tak nie mogliśmy żyć. W Zielonej Górze mieliśmy pracę (żona miała swoją firmę, ja pracowałem w domu dla trudnej młodzieży), mieszkanie i tak dalej. W miesiąc czasu załatwiliśmy jednak wszystko - nową pracę, szkołę, mieszkanie. Dużo w tym pomocy naszej rodziny. Zapytałem wtedy o staż, dostałem się do Adriana Langiera.


- A miałeś wcześniej doświadczenie trenerskie?

- Przeszedłem wszystkie kategorie, od orlików po seniorów ? od najniższej ligi do ll ligi. Pracowałem jako asystent w Lechii Zielona Góra. Na juniorskim poziomie byłem w Centralnej Lidze Juniorów, gdzie zająłem m.in. trzecie miejsce. W FCBEscola przeszedłem więc staż, zapytałem o pracę, a oni mnie zaakceptowali. Po pierwszym roku zostałem koordynatorem.

- Na ciągłym dojeżdżaniu do Warszawy bardziej zależało wam czy synowi?

- Tylko i wyłącznie synowi. W naszej rodzinie nie ma nic na siłę. Przed wyjazdem zawsze było pytanie: chcesz jechać?, a odpowiedź brzmiała: jedziemy! Tylko raz odmówił, bo miał w przedszkolu ważny występ, jedną z głównych ról! (śmiech)

- Czyli syn, oprócz zapędów piłkarskich, ma też aspiracje aktorskie.

- W jednej reklamie już wystąpił! Konkretnie w reklamie firmy zajmującej się produkcją serków.

- Na boisku też aktorskie zapędy?

- Tak, do symulacji fauli. Za dużo PlayStation! Kiedyś zaczął przewracać się na ogródku i myślę sobie: skądś to znam. Wieczorem włączam PlayStation i myślę: identycznie!

- Co najbardziej cię zaskoczyło po pierwszym przyjeździe do akademii FCBEscola?

- W oczy rzuca się otwartość ludzi i pomoc. Jeśli chodzi o zarząd, trenerów i rodziców, to zawsze mogłem na nich liczyć. Z kolei gdy już zacząłem pracować jako trener, to w żadnym klubie nie widziałem wcześniej współpracy trenerów. Tutaj wiedzą, że pracują na jeden wynik. Otwartość, koleżeńskość. Jak pracowałem w Zielonej Górze, to była jedna wielka napinka i rywalizacja.

- Jaki jest wasz główny cel w centrum na Tarchominie?

- To, by dziecko wyrosło na najbardziej wartościowego zawodnika i człowieka. Ciekawe są sytuacje na koniec sezonu, gdy niektórym na Tarchominie musimy podziękować. Widać u dzieci łzy. Im jest strasznie żal, bo tu mają mnóstwo kolegów, super atmosferę. Gdy jako koordynator muszę im podziękować, to nawet mi się głos łamie. My też żyjemy ich emocjami, ich treningami, zżywamy się z nimi. Czasami rodzice mogą myśleć, że nam z lekkim sercem przychodzi komuś podziękować lub powiedzieć: nie łapiesz się do reprezentacji, ale tak nie jest.

- Jaka jest wartość numer jeden, którą chcecie przekazać zawodnikom?

- Chcemy, by byli dobrymi ludźmi i oczywiście najbardziej wartościowymi piłkarzami. Taki zawodnik ma się sprawdzić w każdych warunkach. Dlatego wystawiamy naszych graczy na wszystkich pozycjach, włącznie z bramkarzem.

- Mieliście sytuacje, że chłopak, po którym nie spodziewaliście się za wiele, was zaskoczył?

- Sam mam zawodnika - Przemka Klugiera, któremu przychodząc do FCB dałem najniższą ocenę, a on dzisiaj, po trzech latach, jest w reprezentacji. Środkowy pomocnik, tzw. czwórka lub szóstka. Numer jeden lub dwa w całym projekcie FCB. Ważna informacja dla rodziców, którzy myślą, że jak ktoś zaczyna w słabszych drużynach, to już nie będzie piłkarzem. Powyżej jest przykład, że ciężką pracą można gdzieś dojść. Przemek to tytan pracy!

- A jaka jest wartość, która wyróżnia wasz projekt?

- Wiara. W to, że ten program przyniesie efekt. Jak będziesz w tym konsekwentny, to zawodnik zajdzie daleko. Od innych klubów z kolei różnimy się też tym, że tam robisz wszystko sam, a tu plan jest jeden i wszyscy pracują podobnie. Do tego wszędzie nieważne jest jak, byle wygrać, u nas odwrotnie. Dla nas liczy się zawodnik, który ma osiągać wynik w poźniejszym wieku, a w wieku 6-12 uczyć się.

- Jak określiłbyś relacje panujące w akademii FCB?

- Dla mnie to było niesamowite, jak w tamtym roku zmarł mi ojciec i prezes WM Sport Witold Miller, trenerzy, ale też dyrektor techniczny akademii Enric Parera przyjechali do samego Babimostu na pogrzeb. FCBEscola to jedna wielka rodzina i ta sytuacja najlepiej oddaje, jakie relacje tutaj panują.

- A co robisz na co dzień oprócz piłki? Słyszałem o zainteresowaniu żużlem.

- Tak, tego mi tu mega brakuje. Trenowałem żużel ponad rok i miałem w wieku 16 lat podchodzić do licencji. Ostatecznie zrezygnowałem. Trener mnie nie mobilizował, a na motorze byłem wariatem, miałem chyba wszystkie motory świata!

- Dziś jeszcze jeździsz?

- Nie, mam totalny zakaz od żony, bo to mija się z celem, jakim jest rodzina.

- Ale kibicem pozostałeś.

- Tak, Falubazu Zielona Góra. Jak tylko mogę to jestem na stadionie. W Warszawie z kolei bywam na Grand Prix na Stadionie Narodowym. W ogóle nasza cała rodzina jest za sportem. Żona uprawia squash, Natan piłkę, pływanie, córka gimnastykę i pływanie. Jak jest niedziela, to oglądamy tenis, żużel, siatkówkę. Włącznie z dziadkami. Jak są wydarzenia to kibicujemy zawsze razem! Prywatnie uwielbiamy też podróżować. Zjeździliśmy całą Europę, trochę Azji, Chiny, Korea, zapowiada się Singapur. Lubimy aktywnie wypoczywać, zwiedzać. Nawet gdy przyjdzie dzień wolny, to żona mówi: jedziemy na rowery! Czasem aż brakuje momentu, żeby się po prostu położyć na łóżku np. z pilotem w ręku!

Patronat

          

 

   


Partnerzy